Przeziębienie w ciąży już zaliczyłam… 1,5 tygodnia przed Świętami. Syn mój łaskawy wiedział, że ledwo żyję i w tym czasie ofiarował mi kilka drzemek po ponad 3 godziny. Nie spałam, a leżałam i czytałam. Przy ciepłej herbacie, tabletkami do ssania dla kobiet w ciąży i cebulowym syropem, który wcale mi nie pomógł wgłębiałam się w rewiry, w które ciągnie mnie od jakiegoś czasu. Moja skóra i ciało nie jest w najlepszej kondycji, nawet gdy biegam i dużo ćwiczeń. Wszystko za sprawą diety i kosmetyków, których używam. Problemy z tarczycą tak zaostrzają problem i nawet gdy przebiegłam półmaraton i jadłam pełnoziarniste produkty to zarówno laktoza, nabiał, jak i mięso wywoływało we mnie nasilenie trądziku oraz ogólne zmęczenie. A nie dotarłam jeszcze w tych rozważaniach do cukru w diecie…
2 książki, które mogą zmienić Twoje podejście do odżywiania i pielęgnacji ciała
Często dostaję propozycje przeczytania książek w ramach recenzji od wydawnictw. Zdarza się, że to co oferują kompletnie mi nie podchodzi, bo chociażby nie czytam kryminałów, fantasy, ani mocno historycznych pozycji. Wtedy przeglądam całą ofertę i pytam o co innego. Niestety czasem egzemplarzy recenzenckich nie masz aż tak wielu albo się po prostu spóźniam i tak zostałam ostatnio z ogromnym apetytem na „Jak nie umrzeć przedwcześnie”. Widziałam wcześniej wywiad z autorem w „DDTVN” i bardzo spodobał mi się jego sposób myślenia. To książka propagująca dietę roślinną, jako lek na całe zło naszej cywilizacji i zmniejszenie ryzyka wystąpienia większości przyczyn zgonów wywołanych jakimiś chorobami / schorzeniami. Nawet obciążenia genetyczne są według Gregera do zmniejszenia jeżeli tylko zawczasu zmienimy sposób odżywiania oraz zaczniemy ćwiczyć. Tak, tak, bez ćwiczeń ani rusz. Wciąż się zbieram żeby ruszyć cztery litery w ciąży, bo to szczególny stan, gdy możemy nazbierać zbędne kilogramy, a potem mieć problem z ich zrzuceniem. Na razie 2 kg na plusie, więc porównując dwie ciąże idę łeb w łeb 😉
Wracając do książki… Mimo, że jest ona bardzo gruba, to jej końcówka – ponad 100 stron – zajmuje bibliografia i przypisy ( to oznacza jak dobrze podparta jest wynikami badań), a całą resztę czyta się naprawdę szybko. Piszę to ja, mama dwulatka, której udało się pochłonąć całą treść w 3 dni. Pierwsza część polega na wytłumaczeniu przyczyn konkretnych chorób typu wieńcówka, Alzheimer itd., a także opisaniu, co możnaby wprowadzić do diety, aby zminimalizować ryzyko wystąpienia schorzenia. Sama jestem obciążona mnóstwem chorób po rodzinie i to co już pewne, to mam po Mamie Hashimoto, które teraz bardzo mocno objawia się w ciąży. Wizyta u endokrynologa już zamówiona i mam nadzieję, że ustalimy dobry plan działania.
W drugiej części książki są już wypisane konkretne produkty, potrawy, wykorzystanie w kuchni ziół i cała masa porad o kuchni roślinnej. Wypisałam z tej pozycji mnóstwo rzeczy i ruszyłam do sklepu z listą do uzupełnienia kuchennych szafek. To czym przede wszystkim różni się ta lektura od innych o diecie roślinnej to to, że nie namawia ona do rezygnacji z mięsa z przyczyn filozoficznych bądź moralnych. Autor kawa na ławę podaje fakty i dane z badań o szpikowaniu chemią i antybiotykami praktycznie każdego mięsa i teraz wcale się nie dziwię, że gdy jemy 3/4 razy w tygodniu kurczaka to ja mam trądzik, wzdęcia i jestem zmęczona. Już po dwóch tygodniach zmniejszenia ilości spożywanego mięsa widzę różnicę, tylko niestety syn mój, totalny mięsożerca, woli jeść obiad z Babcią i Dziadkiem, gdzie dostanie kotleta… 😉 Cóż takie uroki mieszkania z Rodzicami. Czasem oczywiście pochłonie i ze mną coś bezmięsnego, ale w sumie od kiedy rozszerzył dietę to szynka i mięso są na pierwszym miejscu tuż za makaronem. Pochwalę go jednak także, bo owoce i warzywa wsuwa niesamowicie, więc taka jego natura, że mięso kocha na równi ze świeżymi jarzynami.
Poza odstawieniem mięsa autor namawia też do rezygnacji z nabiału oraz jaj. Do glutenu odnosi się sceptycznie, ale jak sam badacz celiakii powiedział, dla osób które nie mają problemu z jego trawieniem nie jest on szkodliwy, co nie znaczy, że pełnoziarniste pieczywo nie jest lepsze od białego. Uwielbiam mleko, jajecznicę i białe pszenne bułeczki. Po przeczytaniu tej książki widzę jednak powiązania ze stanem mojej skóry oraz ogólnym samopoczuciem. Wiem, że jeżeli staram się jeść produkty bez laktozy, ograniczam mięso do minimum, a jeśli kupuję jajka to ściółkowe najdroższe to od razu widzę różnicę. Działa to szczególnie w połączeniu z wiedzą z drugiej książki, którą chcę Ci polecić…
Szczęśliwa skóra to wynik diety
Zawsze zazdrościłam koleżankom gładkiej cery. Moja od zawsze miała wypryski. Latem może trochę mniej, ale jednak po zimie i tak leczyłam stare blizny. Teraz przeczytawszy książkę „Szczęśliwa skóra”, wiem, że mogłam sama dobijać swoją cerę. Nie tylko dietą, ale i ciągłą zmianą kosmetyków. Mój minimalizm kosmetyczny pojawił się w moim życiu dopiero od niedawna i dlatego wciąż i wciąż walczę z problemami skórnymi, które jak twierdzi autorka biorą się z diety (a jakże), a także używania produktów niesłużącym naszej skórze. Przed Świętami miałam współpracę z Tołpą. Na początku nowe kremy super zadziałały mi na twarz i nawet dokupiłam szampon do włosów. Po szamponie niestety na skórze miałam ataki trądziku. Zwalałam na ciążę i hormony, ale po odstawieniu kosmetyku i umyciu głowy mydłem z Ministerstwa Dobrego Mydła cera się uspokoiła. Pewnie że moje zmiany hormonalne są teraz ogromne, a Hashimoto dodatkowo dodaje oliwy do ognia, ale czegoś takiego dawno nie miałam. Jak tu czuć się lepiej i z dumą pokazywać brzuszek skoro na twarz sama nie mogłam patrzeć.
Autorka książki proponuje 3 rozwiązania, a jednym z nich jest całkowity detoks od kosmetyków od 3-14 dni. Dzięki temu skóra zregeneruje się samą wodą, a stare zmiany zaczną się goić. Można się tego bać, bo jak to, bez makijażu wyjść?! Hm, matki siedzące z dziećmi w domu mają ten luksus, że czasem poza spacerem, kiedy mogą kogoś spotkać, nie muszą się nikomu pokazywać na oczy. Uwierz mi, że woda uczyniła u mnie cuda! Twarz momentalnie się uspokoiła, a szampon z Tołpy oddam koleżance, która uwielbia tę firmę. Moje półki z kosmetykami są terazbardziej puste niż były. Zostawiłam olej jojoba, mydła z MDM, kule do kąpieli, kosmetyki ciążowe Nacomi (będzie o nich niebawem), a do nich dorzuciłam sól morską i sodę oczyszczoną do robienia pasty na wypryski. To co najlepsze w „Szczęśliwej skórze” to przepisy autorki na naturalne kosmetyki i domową pielęgnację. Nie ma tam drogich produktów, a tylko kilka rzeczy z kuchennych szafek.
Jeśli tak jak ja masz problemy z cerą oraz ogólnym samopoczuciem to te dwie książki mogą zmienić Twoje życie. Mogą, ale nie muszą, bo droga do zdrowszego życia jest długa i prowadzi przez aktywność fizyczną oraz odpowiednie odżywianie oraz racjonalne myślenie o swoim zdrowiu. Dzięki nim wiem w którym kierunku powinnam podążać, bo pozytywne zmiany zauważyłam już po krótkim czasie spożywania innych produktów oraz odstawienia drażliwych kosmetyków.
„Szczęśliwa skóra. Naturalny program domowej EKOpielęgnacji” Adina Grigore
„Jak nie umrzeć przedwcześnie. Co jeść, aby dłużej cieszyć się zdrowiem” Michael Greger, Gene Stone
O naturalnej pielęgnacji poczytasz też u Life Managerki 😉
Jeżeli masz jakieś ciekawe pozycje dotyczące diety roślinnej albo konkretne książki kucharskie to poleć. Szukam na razie czegoś odpowiedniego, ale musiałabym spędzić pół dnia w księgarni żeby wszystko przejrzeć.
30 komentarzy
Pani Woźna
9 stycznia 2017 at 14:28Polecam, bo może zmieni i Twoje życie 🙂
Jacek eM: dizajnuch
9 stycznia 2017 at 14:30O ile książka nt. skóry, to pozycja jedynie dla Pani Matki, bo ja już do końca życia śliczny nie będę, to druga jak najbardziej poczytałbym, co chętnie byłbym do końca tegoż życia zdrowy 🙂
Pani Woźna
9 stycznia 2017 at 14:37Myślę, że faceci czasem też przesadzają z ilością kosmetyków, ale chyba faktycznie ta książka raczej i tak nie przekona Cię żebyś smarował buzię miodem, jak będzie wysuszona 🙂
Jacek eM: dizajnuch
9 stycznia 2017 at 19:46Ooo w życiu, nie cierpię się lepić 🙂
Lifestyle And Beauty
9 stycznia 2017 at 14:35„Jak nie umrzeć przedwcześnie” widziałam w Empiku. Bardzo lubię tego typu pozycje, które uświadamiają ludzi w temacie prowadzenia zdrowego stylu życia.
Pani Woźna
9 stycznia 2017 at 14:36Niektórych może jednak odstraszyć grubość, ale nie warto się zrażać 🙂
Bookworm
9 stycznia 2017 at 14:42Jakoś nie do końca wierzę w mądrości książkowe, że ktoś znalazł uniwersalny klucz do uleczenia zdrowia poprzez szczególną dietę, ale z ciekawości bym poczytał.
Co do skóry tak – moja bezsprzecznie chce być szczęśliwa 😉
Pani Woźna
9 stycznia 2017 at 14:55Myślę, że to nie uniwersalny klucz, ale tylko dobra rada. Nic na szczęście nie kosztuje spróbowanie czy zdrowe odżywianie Ci pomoże, a jestem przekonana, że tak.
Bookworm
10 stycznia 2017 at 12:39Ach, dobre żywienie zawsze w cenie. Swego czasu dosyć interesowały mnie różne diety i ich skutki, w tym choćby dieta zgodna z grupą krwi (wesoła, nie powiem, bo mi „pasowały” pewne składniki).
Ale ostatecznie wierzę w różnorodność jedzenia pochodzącego z dobrego źródła, możliwie bez chemikaliów 😉
Pani Woźna
10 stycznia 2017 at 18:50To ta książka jest właśnie o takim racjonalnym odżywianiu, bo dietą autor nie chce tego nazywać 🙂
Edyta moj-kawalek-podlogi
9 stycznia 2017 at 19:52Spisuję oba tytuły! O tej o odżywianiu już słyszałam i tylko utwierdziłaś mnie, że warto 🙂
Pani Woźna
10 stycznia 2017 at 18:50Już kilka osób przekonałam 🙂
Zuzanna Ploch
9 stycznia 2017 at 20:59Jako książkę o kuchni roślinnej popartej wynikami badań naukowych, w tym przede wszystkim dlaczego jedzenie mięsa i nabiału sprzyja wywołaniu raka polecam „Nowoczesne zasady odżywiania” T. Colin Campbell, Thomas M. Campbell 🙂
Pani Woźna
10 stycznia 2017 at 18:50Mam ją na oku 🙂
Dominika Ławicka
9 stycznia 2017 at 22:14Bardzo ciekawe propozycje, zwłaszcza ta o zdrowym odżywianiu. Z pewną dozą nieśmiałości podchodzę do poradników, bo na rynku wydawniczym jest ich mnóstwo, ale zawsze warto posłuchać kogoś, kto ewidentnie interesuje się tematem, pozdrawiam!
Pani Woźna
10 stycznia 2017 at 18:51Ja też jestem sceptyczna i nie lubię lania wody, ale te tytuły bardzo mi się podobały 🙂
Slow Mama
10 stycznia 2017 at 12:13Szykuje się kolejny wydatek a miałam się ograniczać 😛
Pani Woźna
10 stycznia 2017 at 18:51Na książki kasy nigdy dość. Zresztą, co przeczytam i wiem, że już nie zajrzę to odsprzedaję – zawsze wszystko idzie 🙂
Matrony.pl
10 stycznia 2017 at 12:22Dziękuje za fajne propozycje książek 🙂 Szczęśliwa skóra to z pewnością książka, którą kupię w najbliższym czasie.
Pani Woźna
10 stycznia 2017 at 18:51Fajnie że mogłam Cię do niej przekonać 🙂
Matrony.pl
11 stycznia 2017 at 18:50Zamówiona 🙂
Wojslandia
10 stycznia 2017 at 12:52Bardzo ciekawe pozycje! Trochę przeraża mnie odstawienie nabiału i jajek, choć kiedyś musiałam z tym żyć przez ok 4 miesiące i jakoś żyłam. Ale co to za życie 😉 Niemniej, temat do zagłębienia 🙂 A na przeziębienia w ciąży i nie tylko mam kilka hitów, zapraszam do siebie!
http://wojslandia.blogspot.com/2016/11/naturalne-sposoby-na-przeziebienie-i.html
Pani Woźna
10 stycznia 2017 at 18:52Oj nie życz mi już więcej przeziębień 🙂
Wojslandia
10 stycznia 2017 at 21:05Nie życzę, nie życzę, ale zapobiegawczo podrzucam kilka sprawdzonych sposobów na przeziębienie dla każdego! 😉
Justyna | Mama Wie Wszystko
10 stycznia 2017 at 23:28Dzięki za polecenie 🙂
janielka
12 stycznia 2017 at 09:23Super się zapowiada. Myślę że warto do nich sięgnąć
Kasia Lorenc
12 stycznia 2017 at 09:31Przyznam że zawsze sceptycznie podchodzę do takich książek ale wydają się bardzo ciekawe, może jednak się skuszę
Kasia Antosiewicz
12 stycznia 2017 at 14:54Zaintrygował mnie tytuł i zdjęcia – ale tematyka zupełnie poza obszarem – posłałam jednak kilku koleżankom 🙂
taste life up
12 stycznia 2017 at 21:04Witaj w tej tarczycowej niedoli :). Pomysłów na diety i eliminację produktów jest teraz tak dużo… Nie dajmy się temu tylko zafiksować. Jedzmy to co lubimy i nam nie szkodzi. Próbowałam dietę dla osób tarczycowych – pokrótce: kompletna eliminacja glutenu, nabiału, a na wstępie też jajek i roślin psiankowych. Nie dałam rady. Kocham masło, piętkę prawdziwego chleba i jajko na miękko. Teraz jem na spokojnie, z głową. I okazało się, że wcale mi nie przeszkadza, że nie jem pieczywa białego, a zamiast tego mam bochenek chleba warzywnego. Nie przeszkadza mi brak masła, ale kiedy mam na nie ochotę – jem. Trudno. Życie jest za trudne same w sobie żeby odbierać sobie przyjemności ulubionej zawartości talerza – chociaż raz na jakiś czas :).
Ulalafiufiu
24 stycznia 2017 at 00:30Mnie też zaintrygowało. 🙂