Akcja adaptacja – nowy etap w życiu naszego dziecka

Akcja adaptacja - nowy etap w życiu naszego dziecka

Nie sądziłam, że pójdzie nam tak dobrze. Poszło lepiej niż z odpieluchowaniem, które ostatecznie trwało półtora miesiąca. Pomimo odpuszczenia dni adaptacyjnych nasz starszy Syn poradził sobie z nowym miejscem i bez większych nerwów. Czy to sprawa naszego pozytywnego nastawienia? Brak przymusu, kłamania, delikatność i konsekwencja? Pewnie poniekąd tak, ale gdyby się mały człowiek uparł i nie był na przedszkole gotowy, to żadna siła, by go tam nie zaciągnęła. Wstaje rano, zabiera ulubiony samochód, idzie z Tatą, a popołudniu ubieram roześmianego i wyluzowanego chłopca. Po półtora tygodnia regularnego chodzenia dopadła nas choroba, ale i po tym czasie widzę, jak dużo dało mu wyjście do innych ludzi, rówieśników.

Akcja adaptacja – nowy etap w życiu naszego dziecka

Możesz zapytać po co puszczam go do przedszkola skoro i tak jestem z młodszym w domu. A no dlatego że widzę, że dobrze robi nam krótka separacja. Dom i ogród to dla mojego Syna za mało. Nudzi go siedzenie na macie i bawienie się autkami po raz milionowy, gdy ja karmię Olka. Proponuję mu masę nowych zajęć, ale nie zawsze uda mi się go przekonać. Decyzja o przedszkolu zapadła jednomyślnie, choć mieliśmy obawy, czy Staś się zaklimatyzuje. Całe dnie spędzał praktycznie tylko ze mną, rzadko jest u drugiej Babci, a domownicy naszego domu pracują do późna. Nie miał zbyt wielu okazji żeby zostawać z kimś innym, ale stwierdziliśmy, że spróbujemy. Na placach zabaw stronił od dzieci i dawał się im popychać, zabierać zabawki. Nawet nie wiesz, jakie zmiany zaszły w tym człowieczku dzięki przedszkolu…

Zacznę od początku – nie szukałam przedszkola prywatnego z masą zajęć dodatkowych, ani o specjalnym programie nauczania. Logistycznie byłoby to dla nas nie do zrobienia i zależało nam na tym, aby placówka była jak najbliżej. Mając drugie, mniejsze dziecko nie wyobrażam sobie targania go do Poznania w środku dnia żeby odebrać Starszaka. Złożyliśmy papiery do przedszkola na naszej wsi i dostaliśmy się bez problemu. Staś niestety nie uczestniczył w dniach adaptacyjnych, bo odbywały się one krótko po moim porodzie, a jak wiecie lub nie, Olek z zapaleniem płuc nie wyszedł od razu do domu tylko musiałam codziennie jeździć do szpitala z mlekiem. Wtedy Staś przebywał od rana u Teściów żebym mogła trochę czasu spędzać z Olkiem. Pojawienie się rodzeństwa to dla pierwszego dziecka ogromna życiowa rewolucja. W tym momencie rodzice powinni dać pierworodnemu ogromne wsparcie i nie spychać go na dalszy plan. Gdy Olek wyszedł do domu, Mąż wziął dwa tygodnie urlopu i staraliśmy się cały czas spędzać ze Stasiem, bo malutki większość dni jeszcze przesypiał. Starszak dopiero od niedawna zaczął być zazdrosny o brata, szczególnie kiedy dostaje jakąś zabawkę 😉 W pierwszym tygodniu września byliśmy nad morzem, więc najgorszy okres płaczów w przedszkolu Staś spędził z nami – poszedł pierwszy raz 11 września.

Proces adaptacji

O przedszkolu mówiliśmy Stasiowi już troszkę zanim do niego poszedł. Pokazaliśmy budynek i za każdym razem na spacerze sam go wypatrywał i opowiadał, że tam są dzieci i tam pójdzie. Oczywiście taki maluszek nie wie, co to naprawdę przedszkole zanim się w nim nie znajdzie. Pierwszego dnia był spokojny przez pół godziny, potem płakał i chciał wracać do domu. Gdy przyszłam był rozdygotany, ale porozmawialiśmy i zaczął opowiadać, co robił, że jest duża śmieciarka do zabawy, a ktoś ma worek z Zygzakiem McQueenem. Następnego dnia trochę oponował przed wyjściem z domu, ale ustaliliśmy, że Tata odprowadza i zostawia go w przedszkolu i ta strategia zadziałała. W pierwszym tygodniu zostawał tak adaptacyjnie na trzy godziny, potem szliśmy na spacer lub plac zabaw i w domu miał drzemkę. W drugim tygodniu został już do 13 razem z drzemką, w poniedziałek był padnięty po powrocie i spał jeszcze raz. We wtorek już nie i o dziwo wytrwał do wieczora i zasnął koło 20. Drzemki w domu kończyły się tym, że budził się 14/15 i balował do 22 wieczorem. To było wykańczające i pochłaniające jakikolwiek czas na relaks mój i Męża. Mamy nadzieję, że wyregulowanie rytmu w przedszkolu pozwoli nam zadbać też o wcześniejsze zasypianie 😉

Ani razu Tata nie pękł i nie przyprowadził go z powrotem do domu. Pożegnania w przedszkolu są szybkie i krótkie. Buziak, krzyżyk na czółku i pa. To na pewno pomogło, bo Staś nie mógł przeciągać pójścia w nieskończoność. Mąż spieszy się rano zwykle do pracy, więc miał silną motywację 🙂 Po pierwszym tygodniu Stachowi jakby rozwiązał się język, generalnie zaczynał już dawno mówić, ale głównie po swojemu i raczej mniej niż więcej. Po przedszkolu jakby te 2,5 roku gadania do niego dało efekty i słowa lecą jak z karabinu. Można zatęsknić za ciszą i brakiem oponowania na każdy temat. Teraz tylko nie, nie chcę, bolą ręce, bolą nogi… Poza mówieniem zauważyliśmy też otwarcie się jeszcze większe na nowe smaki. Na każdy tydzień w naszym przedszkolu jest rozpisane inne menu i robię sobie jego zdjęcie żeby w razie czego wypytać go, co mu smakowało i co jadł. Pozostaje na razie do 13, więc nie je tam obiadu tylko dwa śniadania. Od kiedy tam chodzi polubił różne herbaty, bo podają codziennie jakąś inną – rumiankową, melisę, miętową, z cytryną. Różnorodność menu to dla mnie duży plus, szczególnie że znajduje się w nim sporo warzyw. Staś nigdy nie był niejadkiem, więc w kwestii żywienia i umiejętności samodzielnego nakarmienia się zadanie spełniłam i chłopaka do życia przygotowałam.

Powrót po chorobie

Półtora tygodnia chodzenia do przedszkola poskutkowało pierwszą chorobą – najpierw przeziębienie z katarem, a po 3 dniach rozwinęło się zapalenie krtani. Antybiotyk zadziałał szybko i po dwóch dniach widać było już znaczącą poprawę, powrót sił i humoru. Wyczekiwałam dnia, kiedy znów go poślę do dzieci, bo z zapaleniem oskrzeli i kaszlącym Olkiem Stach w domu już prawie eksplodował jak dynamit. Poszedł w ostatnią środę bez problemu, szczególnie że po ostatnim pobyciu zostawił tam ulubione autko. Miał po co wracać 🙂 W międzyczasie kupiłam mu też nową pościel na drzemki, bo moje początkowe założenie – cienki kocyk i poduszka z domu okazało się błędne. Po drzemce Staś przychodził zimny/chłodny, więc musiałam zaopatrzyć go w coś zdecydowanie cieplejszego.

Czy przedszkole jest dla każdego?

Pewnie nie. To naprawdę indywidualna decyzja dostosowana to obecnego etapu życia całej rodziny – zarówno rodziców jak i dziecka. Nie byłam w stanie pogodzić w 100% chęci pracy w domu z równoczesną opieką nad tak żywym osobnikiem. Spanie Stasia o 22 to też była przesada i zwykle padaliśmy z Mężem, gdy tylko Synek zamknął oczy. Nadszedł taki etap, że stwierdziliśmy, że spróbujemy, że warto. Po tym pierwszym etapie jesteśmy zadowoleni zarówno my, jak i Staś, więc jak na razie decyzja jest trafiona.

Podejrzewam, że czeka nas sporo wyzwań. Przecież przedszkole to inne dzieci, nowe nawyki, zachowania którym będziemy musieli stawić czoło. Jeśli macie wątpliwości albo adaptacja czeka Was w przyszłym roku polecam książkę Agnieszki Stein o takim samym tytule, jak dzisiejszy wpis – „Akcja adaptacja. Jak pomóc sobie i dziecku i zaprzyjaźnić się z przedszkolem”. Największa zaleta tej książki to aktualność. Autorka pisze o bieżących problemach współczesnych rodziców i porusza chyba wszystkie kwestie, jakie mogą przyjść do głowy, a są związane z adaptacją i przedszkolem.

Wspomniałam też wcześniej o zmianach w Stasiu. Na placu, na którym byliśmy po pierwszym tygodniu pobytu w przedszkolu nie zachowywał się już tak jak kiedyś – że dawał się popychać, zabierać zabawki. Teraz stawiał opór, pożyczał zabawki, czekał w kolejce na różne przyrządy – tworzenie się samodzielnego człowieka osiąga u nas wyższy poziom 🙂

Akcja adaptacja - nowy etap w życiu naszego dziecka

8 komentarzy

  • Kosmetolog Marta
    6 października 2017 at 10:37

    Przede wszystkim to wielkie gratulacje dla taty że nie dał się złamać. Pracując w żłobku w 80 % faceci dawali radę i szybko opuszczali placówkę jednak te 20 % stawało zazwyczaj nad tak dużym dylematem czy dziecko zostawić czy jednak zabrać, że zazwyczaj wygrywało dziecko (co ciekawsze w 99% dziewczynki- córeczka tatusia istnieje 😉 ) i później te właśnie osoby rezygnowały ze żłobka.
    Ja Cię i tak podziwiam, że jesteś w stanie opanować tę dwójkę nawet gdy masz czas bez Staśka.
    Ja po drugim tygodni małżeństwa bezdzietnego przeżywam kryzys bycia beznadziejną żoną, która nie potrafi ogarnąć kilku metrów kwadratowych, aura dodatkowo mi nie sprzyja.
    Mam nadzieję, że to tylko chwilowe i mój syndrom perfekcyjnej pani domu powoli się wyklaruje. Dobrze że mąż pomaga i to bardzo 😉

    • Pani Woźna
      6 października 2017 at 21:06

      Na pewno nie jesteś beznadziejna! Po prostu po ślubie to wszystko musi osiągnąć swój rytm. Ja nie mieszkałam z Mężem przed ślubem i byłam też taka oszołomiona… tylko my byliśmy w podróży poślubnej cały tydzień zaraz po ślubie, więc to na mnie nie spadło jakoś od razu 🙂

  • Zwykła Matka
    6 października 2017 at 13:41

    Pamietam jak mi mówiono, że moja pięcioletnia córka się nie zaadoptuje do przedszkola, bo za długo ją trzymałam w domu…..poszło łatwiej niż wszyscy sądzili 🙂 Kryzysy miewa nawet dziś, chodząc już do trzeciej klasy szkoły podstawowej 🙂

  • Spokojny Ogród
    12 października 2017 at 09:39

    Moim zdaniem to zasluga same goes dziecka i jego charakteru. Mam dwoch synòw tak same są chowani I kompletnie inaczej przechodzili adaptację.

  • Magda Zbieraj
    12 października 2017 at 09:40

    Myślę, że jeśli starszak idzie to przedszkola, a maluch zostaje w domu, to jest też dla dziecka pewna nobilitacja, że już może, że jest duży. Coś czego maluch nie może. Chociaż wiadomo jak jest z dziećmi, często wolą zostać z mamusią. Ja zdecydowałam się na „placówkę” dla dziecka dużo wcześniej, bo moja córka ma 18 miesięcy i chodzi do żłobka, adaptacja była mega ciężka, ale dziś córka uwielbia żłobek!

    • Pani Woźna
      12 października 2017 at 11:14

      My właśnie mu tak to tłumaczyliśmy, że idzie w nagrodę i będzie miał super zajęcia od rana 🙂 Potem spędzamy razem czas i sam widzi że taki rytm jest fajny.

    Leave a Reply