Mimo że dużo pracuję i siedzę niekiedy nad obróbką zdjęć rodzinnych lub ślubnych do drugiej lub trzeciej w nocy to z jednej przyjemności w tym moim zalataniu nie potrafię zrezygnować. Z czytania. To chwila dla mnie. Zatopienie się w historię, inny świat, inne spojrzenie na ludzi i rzeczywistość. Choćby to było pięć minut dziennie, kartka lub dwie to muszę. Muszę czytać, bo się uduszę. A dzięki czytaniu też słowo do Ciebie lepiej i łatwiej płyną. Trudno byłoby język trenować i nabierać nowych perspektyw pozostając zamkniętym i głuchym na cudze słowo. A więc czytam, bo lubię #2.
Czytam, bo lubię #2
Wpis oznaczone numerami zawierają recenzję kilku pozycji na raz. Pojedyncze wpisy z książkami nie przyciągały zbyt wiele osób, więc wolę ulubione lektury opisać zbiorczo, co i dla mnie jest dużo łatwiejsze. Pierwsze „Czytam, bo lubię #1” tutaj. A co ostatnio mnie zaciekawiło?
„Delfin w malinach. Snobizmy i obyczaje ostatniej dekady”
Dziesięć lat temu miałam akurat 15 lat. Przemiany i rzeczy, które działy się w tym czasie nie były przeze mnie odnotowywane w ten sam sposób, co teraz. Dynamiczny rozwój komórek, potem smartfonów i internetu całkowicie zmienił nasze życie. Nie tylko o tym jest jednak ta książka. Jest to zapis zmian w kulturze, tworzenie się dziwnych zachowań, które teraz są pospolite lub neutralne, a z początku wydawały się dziwactwem. „Delfin…” to zbiór tekstów różnych autorów przez, których czasem ciężko przebrnąć, ale mimo wszystko warto przeczytać, by uświadomić sobie następujące w ciągu ostatniej dekady w naszym kraju, w nas samych.
Julia Rozumek „O życiu”
Gdy tylko zbaczam na niewłaściwe tory, zbyt mocno wkurzam się na męża, dzieci i siebie samą, gdy za dużo siedzę w internecie, a nie przy szklance herbaty patrząc na zachód słońca to czytam Julkę. Jej „Blog”, „O życiu” zawsze przypominają, co się najbardziej w życiu liczy. Że to rodzina, ludzie i relacje, nie przedmioty, które tylko umilają czas. Że nie trzeba zawsze biec i mieć żeby być szczęśliwym. Że kompot bywa lepszy o soku w restauracji, a oczy i mądrość babci, kiedy zniknie. Albo nie zniknie, bo gdy jej wysłuchamy i się w nią napatrzymy, to pozostanie w nas. Jeśli czujesz, że czegoś Ci brak, że coś jakby nie do końca grało w życiu poczytaj Julię. Osobiście wolę książki, bo bloga nie czytam. Oglądam. Ekrany bardzo męczą mój wzrok, gdy czytam i toleruję tylko papier. Papier i ołówek do notatek i ulubionych cytatów. Tu ich cała masa!
„Content. Elementarna cząstka marketingu. Kompletny podręcznik do content marketingu”
Nie byłabym sobą, gdybym odpuściła sobie czytanie branżowych książek. Social media, marketing, blogowanie, dziennikarstwo bardzo mocno interesują mnie od strony teoretycznej. Czytanie na studiach o tych zagadnieniach bardzo mocno ułatwiło mi obronę pracy magisterskiej na pięć oraz ogólny zasób wiedzy na te tematy. Wdrażanie ich w życie wychodzi mi całkiem nieźle, patrząc po statystykach, ale wiedzy nigdy za mało. Content to pokrótce zawartość mediów, która jest najważniejsza. W blogowaniu to autentyczność danej osoby, cała marka budowana na słowach, wyrażeniach, hasłach. Dużo bardziej przyciągają mnie treści nawiązujące do tego, co w życiu ważne z mojej perspektywie i z przyjemnością czytam, jak takie wartości przekazywać innym ludziom.
Ola Budzyńska „Jak zostać panią swojego czasu. Zarządzanie czasem dla kobiet”
Z organizacją czasu nie mam raczej problemu. Moi klienci fotograficzni zwykle pytają mnie, jak ja to robię, że z dwójką dzieci wyrabiam się z obróbką zdjęć, projektowaniem albumów, zamawianiem odbitek, odpisywaniem na maile, a jednocześnie wyszukiwaniem plenerów, spędzaniem czasu z dziećmi. Jak? Bo ja chcę, a nie muszę. To też główna myśl Oli – Pani Swojego Czasu. Bo żeby zacząć się dobrze zarządzać w czasie to trzeba CHCIEĆ i zacząć działać. Od gadania i narzekania nikt jeszcze nie zrobił kariery i nie zarobił pieniędzy. Przynajmniej tak uczciwie. Kobiety teraz chcą stale robić więcej, mają poczucie, że się nie wyrabiają, bo oglądają idealne obrazki w internecie i wydaje im się, że życie tych osób tak wygląda na co dzień. A one? Uwalone, z rękami w zlewie, ciągnięte za nogawkę przez dziecko, ze słuchawką przy uchu, tłumaczące mężowi, gdzie ma w markecie znaleźć coś z listy zakupów. O ile jej nie zapomniał 😉
Książka Oli tylko mnie podbudowała, że dobrze jest iść swoim torem i szukać własnego szczęścia, a nie oglądać się na to, co uszczęśliwia innych. Bo może i ładnie cudze życie wygląda na zdjęciu, ale niekoniecznie będąc jego uczestnikiem czulibyśmy się dobrze.
„Kuba. Dogrywka 2015-2018” Jakub Błaszczykowski i Małgorzata Domagalik
Z podróży do Warszawy na sesje rodzinne, zawsze staram się kupić sobie na powrót jedną książkę do czytania w pociągu. Wchodzę do Empiku w Złotych Tarasach i szukam czegoś, co przykuwa moją uwagę. O biografii Kuby przeczytałam w jakiejś gazecie, że obala mit gwiazdy. W tej książce poznajemy piłkarza od strony ludzkiej, a przede wszystkim rodzinnej. Nie interesowałam się nigdy jego historią i przez pół książki możesz tak jak ja snuć domysły, co to za tragedia dotknęła jego mamę i całą rodzinę. Oniemiałam. Kuba od małego był buntowniczy, kłótliwy, uparty, ale dzięki poznaniu jego historii od każdej możliwej strony polubiłam go jako człowieka. Dzięki wypowiedziom jego znajomych, członków rodziny, kolegów z drużyny i reprezentacji sami możemy stworzyć sobie obraz Kuby i zrozumieć jego zachowanie. Nic nie dzieje się bez przyczyny i może dzięki takim biografiom, młodzi ludzie zobaczą, że dzięki ciężkiej walce i uporze można przezwyciężyć najcięższe życiowe tragedie.
„Okruch” Anna Ficner – Ogonowska
O tej książce miałam napisać Ci naprawdę dawno temu. Też kupiłam ją na drogę powrotną z Warszawy, ale wcześniej niż „Kubę”, bo w maju w stolicy byłam dwa razy. Dawno nie czytałam tak wciągającej i ciepłej obyczajówki. Lubię prostotę Ficner – Ogonowskiej. Te myśli skierowane na wewnętrzne szczęście i budowanie relacji w rodzinach. To, podkreślenie że związki między ludźmi budują naszą tożsamość i historię. Przeczytaj koniecznie, jeśli chcesz na moment wstrzymać oddech i zastanowić się, czy wielka miłość, która tak nagle wybuchła i do tego stworzyła kolejne życie przetrwa. Polecam bardzo na letnie wylegiwanie!
Jodi Picoult „Małe wielkie rzeczy”
„Bez mojej zgody” Picoult to książka, która wywarła bardzo duże znaczenie na moje myśli. Nie wiem, czy wiesz, ale mój pierwszy poważny chłopak miał białaczkę. Starałam się, ile mogłam jeździć do szpitala i pomagać samą obecnością. Temat był mi bardzo dobrze znany i każde nawiązanie do choroby wywoływało napływ łez do oczu, mimo że na zewnątrz byłam twardzielką. W najnowszej powieści Picoult podejmuje temat nietoleracji rasowej. W Ameryce. Wyciągnęła gruby kaliber i powiem Ci, że do końca nie miałam pojęcia, jak historia się zakończy. Adwokatka głównej bohaterki musiała zmierzyć się z problemem i własną nietolerancją, aby móc ostatecznie pomóc klientce i podjąć w sądzie temat tabu – przestępstw i pozwów na tle rasowym. Koniecznie do przeczytania!
Susan Sontag – „O fotografii”
Czytałam już na studiach, ale teraz fotografując rodziny i śluby zupełnie inaczej postrzegam dokumentację fotograficzną. Bo fotografia to nie selfie smartfonem w kiblu galerii handlowej lub przebieralni. To zapis historii. Kiedyś znaczyła dużo więcej, bo ludzie przemijają, życie się kończy, a fotografie wywołane na odbitkach zostają. Można na nie patrzeć, przypominać sobie piękne chwile, podróże, ludzi z którymi dane nam było przeżyć coś dobrego. Sontag właśnie pisze felietony o fotografii jako zapisie zdarzeń. Dla fotografów lektura obowiązkowa.
No Comments