Gdzie zjeść w Karpaczu ( i okolicach)

Nie każdy jeździ kilka razy w roku na długie wakacje. Niektórzy odkładają pieniądze do koperty, by w czasie wypoczynku móc pozwolić sobie na różne atrakcje i udogodnienia. Nie wyobrażam sobie na wczasach codziennego szykowania obiadów, chociaż przyznam, że podczas pobytu w górach mieliśmy całą kuchnię dla siebie i była ona ogromnym plusem szczególnie wieczorem, bo na kolację nie musieliśmy jeść codziennie nudnych kanapek. Zamiast tego szykowałam kaszkę manną z malinami, budynie, zielone pesto… Gdy masz dzieci i chcesz mieć wolny wieczór to trzeba wprowadzić im rytuał i jakąś godzinę „zero” żeby wyłuskać czas dla siebie. Nawet na wakacjach staraliśmy się wracać najpóźniej do domu o 18/18.30 żeby chłopaki po 19 były kąpane, a do 20/20.30 uśpione. Dzięki temu my wyszukiwaliśmy miejsc na kolejne wyprawy, czytaliśmy gdzie zjeść w Karpaczu i okolicach oraz oglądaliśmy filmy. Kilka punktów gastronomicznych naprawdę nas zaskoczyło.

Gdzie zjeść w Karpaczu ( i okolicach)

Powinnam zacząć od tego, że gdy przybyliśmy do Mysłakowic, gdzie wynajmowaliśmy dom to nie mieliśmy poza Wrzosem w Karpaczu upatrzonych miejscówek na posiłki. Ponieważ sezon jeszcze się ostatecznie nie zaczął to od 18 do 23 czerwca nie było zbyt wiele otwartych knajp. Pierwsza jaką odwiedziliśmy to „Jaśkowa izba” i odradzamy ją każdemu. Ciemno, niezbyt przyjemnie w środku. Po drugie obsługa przyszła po zamówienie po kilkunastu minutach mimo, że byliśmy JEDYNYMI klientami do obsłużenia, bo inna dwójka dorosłych kończyła już posiłek. Może upieczone pierogi ruskie dostaliśmy chyba po ponad pół godzinie, a z głodnymi dziećmi bez kącika do zabaw jest to zbyt długi szmat czasu.

„Wesół i szczęśliwy” Mysłakowice

To z pozoru wyglądające dość staroświecko miejsce zaskoczyło nas najbardziej ze wszystkich miejsc. To po pierwsze najlepsza pijalnia czekolady jaką w swoim życiu poznałam. Mała filiżanka przenosiła mnie dosłownie ponad chmury i podczas pobytu skusiliśmy się na nią dwukrotnie. Ich obiady to także niezła historia – same menu ma ciekawe nazwy potraw. Mąż jadł „Kurczaka w romantycznym nastroju”, a ja „Sznycla tyrolskiego”. Ten kotlet przyprawił mnie prawie o ból brzucha, bo był przepyszny, ale i oooogromny. Cała obsługa co jakiś czas obserwowała na jakim etapie jedzenia jestem 🙂 Jedzenie na 6!

PS. Są u nich też cudowne ciasta. Braliśmy na wynos brownie z gorącymi malinami oraz sernik ze skórką pomarańczy i jakąś cudowną polewą. Zajadaliśmy się na placu zabaw w Parku Norweskim w Jeleniej Górze.

 

„Oro Cavallo” Karpacz

Na obiad w Oro Cavallo w Karpaczu skusiliśmy się po wejściu na Śnieżkę. Po takiej wyprawie z dziećmi byliśmy bardzo głodni i mąż zamówił steka, który z dodatkami wyglądał i smakował obłędnie. Ponieważ to włoska restauracja ja wybrałam makaron z pesto i orzeszkami. Wszystko smaczne, pyszne. Czas oczekiwania może odrobinę za długi z dziećmi, ale ze względu na kącik do zabawy było to do zniesienia. Po tym obiedzie po paru dniach skusiliśmy się także na pizzę na wynos na kolację – moją ulubioną prosciutto z rukolą. Bardzo dobra 😉

„Wrzos” Karpacz

To miejsce z historią. Jadłam już tam z rodzicami, gdy byłam nastolatką, a teraz przyjeżdżam z własną dziatwą. Dobra kuchnia polska w bardzo przystępnej cenie. Szybko podane, bardzo miła i rodzinna atmosfera. Do tego kącik do zabaw dla dzieci. W tym miejscu jedliśmy najtańsze obiady podczas naszego pobytu, ale to nie znaczy, że były złe jakościowo. Wręcz przeciwnie! Kopytka, polędwiczki, wszystko świeże i dobrze doprawione.

„Rondo Cafe” Karpacz

Nie jesteśmy uzależnieni od kawy, ale gdy już mamy na nią ochotę to chcemy wypić coś dobrego. Tutaj kupiliśmy i otrzymaliśmy bardzo dobrą mrożoną kawę z lodami oraz pyszny, świeży i puszysty sernik z karmelem. Stasiowi obok tej kawiarni kupiliśmy gofra z cukrem pudrem i również był ok.

„Wiszące tarasy” Karpacz

Do Wiszących Tarasów poszliśmy po opiniach przeczytanych w internecie. Razem z Wrzosem to zdecydowanie dwie najpopularniejsze knajpy. W Tarasach jedzenie wychodzi już jednak ponad tradycyjne polskie potrawy i nie tylko sposób podania mile zdumiewa, ale również połączenia smakowe. Na tarasie znajduje się spory kącik dla dzieci z różnorakimi zabawkami, dzięki czemu bobasy w każdym wieku się odnajdą.

„Black and White. Kebab i burger” Karpacz

Burgery lubi mój mąż. My z chłopcami wzięliśmy coś innego – ja kebab w bułce, Staś z Olkiem nuggetsy. Niestety mięsko chłopaków było bardzo tłuste, zostawiało dużo śladów tłuszczu o niezbyt przyjemnym zapachu. W połowie posiłku odsunęłam już je od chłopaków, chociaż Staś już po pierwszym kęsie odmawiał ich jedzenia. W moim kebabie było dość mało mięsa, ale to może tylko moja upierdliwość, bo w naszych poznańskich knajpach te buły aż ociekają mięchem i dodatkami. Raczej kiepsko oceniamy tę wizytę.

„Mount Blanc” Karpacz

Kiedyś tę sieć uwielbiałam za ich gorące czekolady. Teraz mam wrażenie, że po każdej wizycie jest gorzej. Niezależnie czy jest ona w Poznaniu, czy w innym miejscu. W Karpaczu nieco rozczarowały nas praliny, które chyba leżały zbyt długo pod szybą. Czekolada nie była zbyt świeża. „Wesół i szczęśliwy” w Mysłakowicach ze swoją czekoladą roztapianą w rondelku jest kilka poziomów wyżej.

Smażalnia ryb – Stawy Podgórzyńskie

Być w górach i nie zjeść ryby z potoku to nie do pomyślenia. Lubię pstrągi i kojarzą mi się one z dzieciństwem i wakacjami z rodzicami. Niestety smażalnia przy Stawach Podgórzyńskich bardzo niemiło nas zaskoczyła. Myślałam, że właśnie z takiego miejsca przy stawach zjemy najlepszą możliwie rybę. Mięso pstrąga może i dobre, ale kiepska i niedoprawiona panierka oraz stare surówki to już kpina. Ruch duży, ale smaku zero. Pani która wychodziła przed nami narzekała na zjełczałe masło czosnkowe i właśnie nieświeże surówki. My również byliśmy zaskoczeni. Na szczęście tuż przy smażalni powstało cudowne miejsce – przynajmniej z wyglądu, bo nie zdążyliśmy posmakować. Z ich fanpage’a można już wykminić, że zje się tam dobrze. Oby ryby także gościły tam na stałe w menu!

Wracając do Poznania zahaczyliśmy o Leszno. Na FB znalazłam „Zieloną Antresolę” i przepadliśmy. Pyszne naleśniki, petarda lasagne mojego męża oraz moja zapiekanka z makaronem. Mhm! Mamy blisko to wrócimy!

No Comments

Leave a Reply