Moje dziecko biega po dworze boso. Na koszulce ma ślady ulubionego loda, a na brodzie cieknącą resztkę brzoskwini lub jabłka. Kładzie się na trawie lub obraca dookoła patrząc szczęśliwymi oczami w niebo. Wiem, że jest mu dobrze i mam poczucie spełnienia w sercu. Może daję mu zbyt dużo wolności. Może za jakiś czas granice będzie trzeba przestawić. Nie wiem. Trudno mi powiedzieć, jak będzie wyglądała nasza relacja za rok lub dwa. Podobno matka to osoba, którą dziecko kocha najmocniej na świecie, ale także w pewnych sytuacjach najmocniej nienawidzi. Dostanie mi się pewnie nie raz po głowie, ale teraz wspieram jego kreatywność i wyobraźnię, jak tylko mogę. Gdy mu nudno albo źle wyszukuję w sieci pomysłów na zabawy sensoryczne i daję nam odsapnąć od siebie. Jadalne farby, które zrobiliśmy w tym tygodniu pozwoliły mi przez godzinę patrzeć na szczęśliwe i bardzo zajęte pracą dziecko. Bo nauka to praca wiesz?
Jadalne farby dla malucha z dwóch składników
Mieć swój ogród to skarb. Dziecko może w każdej chwili wyjść na dwór i wdychać świeże powietrze, a poza tym nie jestem zmuszona wychodzić z nim na spacery. Gdy Staś był mniejszy i spał w gondoli, wystawiałam wózek pod okno kuchni i ze spokojem robiłam obiad. Teraz gdy Synek ma 1,5 roku chodzimy przez większość dnia po ogrodzie, zaznaczając ulubione miejsca, spełniając takie obowiązki jak wyrzucanie śmieci do kosza, wieszanie prania albo wyrywanie chwastów.
Ogród to nieskończona możliwość miejsc do zabaw. Na stole ogrodowym postawiłam przedwczoraj 2 miseczki, talerzyk, jogurt naturalny i 2 barwniki spożywcze z hipermarketu. Zanim zdążyłam przelać jogurt do naczyń, Staś zaczął go jeść. Trudno, poszłam po drugi. Nalałam do miseczek, dodałam barwnik i czekałam aż zacznie się zabawa. Początkowo bez większego zainteresowania, bo wygrywał apetyt na jogurt. Potem im bardziej się brudził i przelewał maź między naczyniami tym bardziej się podobało.
Ten prosty przepis na jadalne farby to niesamowicie prosta zabawa sensoryczna. Dziecko może przelewać ciecz, malować nią po kartkach lub innej powierzchni, wyduszać barwnik z tubek i mieszać kolory. U nas z 3 barw powstała jedna – zielona. Nie robiłam specjalnie zdjęć po całej zabawie, bo myślę, że każdy wyobraża sobie tego mojego zielonego ufoludka. Szczególnie gdy na końcu spodobało się Stasiowi maczanie rąk w farbie i klaskanie przed twarzą 😉
Jeśli nie masz możliwości skorzystania z tej zabawy na dworze to spróbuj w domu. Najlepiej w cieplejszy dzień, kiedy dziecko będzie miało na sobie mniej ubrań. U nas wszystko się sprało z koszulki i spodni dresowych, ale wszystko zależy pewnie od barwników.
No to przypominam. Do zrobienia jadalnych farb będziesz potrzebować:
- jogurtu naturalnego;
- barwników spożywczych – kupiłam w Auchan;
- naczyń do nalania jogurtu i barwników;
- kartek papieru lub stołu;
- dużo mokrych chusteczek lub ręcznika papierowego do wytarcia po zabawie. Ewentualnie mop i mokra ścierka 😉 Ja na dworze spłukałam wszystko z węża z wodą.
Gwarantuję dobrą zabawę! Następnym razem wypróbuję te farby na jakichś powierzchniach na ziemi, żeby Staś mógł chodzić w nich stopami i robić odciski ze stópek i rączek.
A Ty znasz jakieś zabawy sensoryczne? Może podsuniesz mi pomysł na kolejny ciepły dzień? 😉
Jeszcze jedna sprawa, jeśli masz chwilę wypełnij ankietę poniżej. Pomoże mi to lepiej dopasować treści nowych wpisów do moich Czytelników, czyli między innymi do Ciebie 🙂
6 komentarzy
Mała rzecz a cieszy
27 sierpnia 2016 at 21:39Fajne doświadczenie dla dziecka 🙂
Pani Woźna
29 sierpnia 2016 at 14:13Pewnie! Dla mnie zresztą też 🙂
Kasia Janeta |Wyspa Inspiracji
28 sierpnia 2016 at 07:38To musiała być fajna zabawa. Myślałam na początku, że to jakieś kupne farbki, a tu takie zaskoczenie – z jogurtu! Mówią, że ubrudzone dziecko to szczęśliwe dziecko 😀
Pani Woźna
29 sierpnia 2016 at 14:13Najbardziej ubrudzony był na końcu 🙂
Tedi
29 sierpnia 2016 at 15:34Bardzo ciekawy pomysł 🙂
Super dzieciaczki
29 sierpnia 2016 at 15:58Świetny pomysł 🙂