Małe szczęścia i mazurek orzechowy

Małe szczęścia ma każdy inne. Bo moje to na przykład są wtedy, gdy wstaję wcześniej niż inni. Pada deszcz, a ja w piżamie i szlafroku (krótkim), lecę w za dużych crocsach na ogród i podstawiam miski i balie pod rynny. Ten deszcz, ten zapach, wilgoć. Małe szczęście. Chodzę tak, podlewam te wyschnięte i spragnione krzaczki, rośliny, drzewka. Zajmuje to jakieś 2 godziny z przerwami na przebranie tego mokrego szlafroka. Bo to nie taki sobie deszcz mżawkowy. Lało! Duże szczęście.

No dobrze, ale przecież nie zawsze tak jest. Budzisz się w dobrym humorze, dzieci od rana już skaczą, piszczą, wyją niewiadomo o co. Jestem wtedy zen. Nie odzywam się, robię herbatę, próbuję przetrwać ten najazd siły zbrojnej. A to przecież też szczęście. Zdrowi, kipiący energią, ciekawi świata, tylko ja z głową, jak zwykle w milionie spraw, odpływam i snuję plany podboju kosmosu, zamiast być z nimi tu i teraz. Jak dobrze, że są… kto by mi o tym lepiej przypomniał?

Ty masz swoje małe szczęścia. Kawę ciepłą, do której nikt nie napluje. Dres który lubisz i nikt Ci nie wypomina, że go nosisz. Książka obok łóżka, którą możesz poczytać jak tylko wstaniesz, a inni jeszcze śpią. Chleb w szafce, w lodówce coś więcej niż światło, a w portfelu parę groszy, na to co najważniejsze, by dobrze zjeść i się czuć.

Chcemy wciąż więcej, a nie słyszymy, co się dzieje wokół nas. Dążymy do cudzych ideałów, bo sami nie wiemy, czego chcemy. Szukamy szczęścia, choć śpi obok nas. Wciąż ZA MAŁO, ZA WOLNO.

Ale ja mam swoje małe szczęścia i mokry szlafrok po deszczu całkiem mi odpowiada. Dobre wino w lodówce. Film. Książka. Ciepłe ciało obok w łóżku, nawet gdy mnie drapie niemiłosiernie twardymi piętami. Dach nad głową. Dzikie dzieci. Mój umysł, który stale zaskakuje mnie pomysłowością, pewnością siebie, ambicją. Jest dobrze. A gdy dobrze to i tak czegoś brak, by było jeszcze lepiej… zwykle ciasta, bo gdy okres się zbliża to i chipsy jakoś bardziej ciągną, a i masę krówkową mogę wyjadać łyżeczkami z puszki. Co by nie robić tego bez powodu, dziś na imieniny Olka mazurek orzechowy powstał. Bo w Wielkanoc upiekłam i zjadłam prawie 3. Sama.

Przepis z Kwestia Smaku, lekko zmodyfikowany

Mazurek orzechowy

SPÓD

  • 250 g mąki
  • 50 g cukru
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • 150 g masła (zimnego)
  • 3 żółtka (białka zachować do bezy)

BEZA ORZECHOWA

  • 3 białka
  • 80 g (1/2 szklanki) cukru
  • 1 łyżka mąki ziemniaczanej
  • 150 g orzechów włoskich
  • masa krówkowa do dekoracji

Przygotowanie

Spód

  • Piekarnik nagrzać do 180 stopni C. Formę posmarować wyłożyć papierem do pieczenia.
  • Zagnieść ciasto kruche: na stolnicę wsypać mąkę, dodać cukier i proszek do pieczenia. Dodać zimne masło pokrojone w kosteczkę i siekać składniki na drobną kruszonkę. Dodać żółtka i połączyć składniki w jednolite ciasto. Uformować z niego gładką kulę.
  • Ugnieść palcami na równy placek. Podziurkować widelcem. Wstawić do piekarnika i piec przez 15 minut. 

Beza orzechowa

  • Orzechy rozdrobnić. Zostawić część do dekoracji góry.
  • Białka ubić na sztywno, następnie stopniowo po łyżce dodawać cukier cały czas cierpliwie ubijając białka. Na koniec zmiksować z mąką ziemniaczaną.
  • Dodać orzechy i delikatnie wymieszać. Wyłożyć na podpieczony spód (może być prosto z piekarnika) i wyrównać powierzchnię. Posypać resztą całych orzechów. Piec przez 10 minut w 180 stopniach C.
  • Polać masą krówkową. Lub ciapać, tak, ja lubię ciapać, bo można lizać paluchami 😉

No Comments

Leave a Reply