W naszym domowym budżecie jedzenie zajmuje największą część finansowej piramidy. Dwójka dzieci, dwójka dorosłych. Mieszkamy na wsi, na której nie kupimy codziennie świeżych warzyw, owoców, nie mówiąc o mięsie. Z braku laku zrobimy tam dodatkowe zakupy, ale tak naprawdę minimum raz w tygodniu musimy jechać do mięsnego i marketu do innej miejscowości. Z tego względu nie wyobrażam sobie zakupów bez planowania i listy. To oszczędność czasu i pieniędzy, a i tak ubolewam nad tym, że zawsze jakiś serek lub jogurt zapomniany na tyle lodówki zdąży się przeterminować zanim go zjemy. To nie tylko marnotrawstwo, ale i uciekające banknoty z kieszeni. Z tego względu gdy dotarła do mnie w tym tygodniu książka o jedzeniu resztek i kuchni zero waste aż podskoczyłam z radości. Przez dwa dni przetestowałam chyba z pięć przepisów i cieszę się, że w razie potrzeby będę miała gdzie zajrzeć, gdy banan zrobi się zbyt dojrzały albo oklapnie mi marchewka. Książka Sylwii Majcher to bogactwo inspiracji, ale i praktycznej wiedzy, która uświadamia o sposobach przechowywania, ale i przetwarzania wyglądającego mniej atrakcyjnie produktu.
Resztki na stół! Kuchnia zero waste
Żeby zobaczyć skalę problemu wystarczy spojrzeć do kosza na śmieci… Nam do pory większość miejsca zajmowały jakieś resztki jedzenia – obierki z ziemniaków, zielona część pora, natka od marchewki albo zeschnięta rukola. Sylwia Majcher w swojej książce podpowiada mnóstwo prostych, a przede wszystkich smacznych przepisów, które pozwolą uratować większość produktów w naszym domu. Najważniejsze są chęci oraz dobra baza do gotowania. Kasze, makarony, puszkę pomidorów, przyprawy mamy zawsze – nie trzeba wiele żeby zjeść syty posiłek. W dobie pięknych instagramowych posiłków zapominamy, że nie musimy jeść jak słonie żeby czuć się dobrze. Zauważyłam to chociażby po ograniczeniu ilości zjadanego ryżu z woreczka. Teraz jem z chłopakami dzielony na trzy – kiedyś cały był mój. Po obiedzie czułam się ciężka i ociężała, a teraz mam wrażenie lekkości. Wystarczy, że w razie małego głodu w oczekiwaniu na kolację wypiję zieloną herbatę, zjem jabłko, pochrupię marchewkę albo cokolwiek innego.
Nie chcę zbyt dużo zdradzać z książki, bo jest ona warta miejsca na półce i pieniędzy. Na początku autorka tłumaczy zasady kuchni zero waste, ale właśnie także obchodzenia się z produktami, aby były one dłużej świeże, a jeżeli już opadają to co z nimi zrobić, jeśli nie mamy na nie ochoty. Nie zawsze trzeba czarować pesto z liści od rzodkiewek, można je zamrozić. Za to z soku po kiszeniu ogórków można z ziemniakami stworzyć pyszną zupę. Proste? Jasne!
Na poniższych zdjęciach widzisz właśnie chipsy z obierek ziemniaków oraz karmelizowane marchewki z sezamem oraz pietruszką. Obierki są cudowne! Chrupkie i na pewno dużo lepsze od tych kupnych, gdyby naszła Cię ochota na tego typu grzeszki 🙂
Sylwia Majcher – „Gotuję, nie marnuję”
4 komentarze
Marta
17 marca 2018 at 08:05O właśnie, przymierzam się do tej książki, bo idea jest mi bardzo bliska! Super, że pojawiła się taka książka na rynku, bo wielokrotnie zastanawiałam się, jak przetworzyć pewne…hmm…już mniej apetyczne produkty 🙂
Ania Kalemba
17 marca 2018 at 17:07Podoba mi się a idea! :)))
Paulina Górska | simplistic.pl
18 marca 2018 at 16:02Może nie odniosę się bezpośrednio do treści tego wpisu, ale muszę to powiedzieć – jejku, jak tu u Ciebie pięknie! ♥ Lecę czytać resztę wpisów, bo blog zachwyca. 🙂
Kosmetolog Marta
19 marca 2018 at 08:37Jak już osiądę na swoim to z chęcią kupię i spróbuję kuchni zero waste 😉
Trzymaj kciuki, żeby było to w miarę szybko 😉